sobota, 8 września 2018

o smutku słów kilka - manifest depresjonistyczno ciałopozytywistyczny !!!!1!

autorka płacząca, powód nieznany, marzec 2018 (archiwum prywatne)

dzisiaj i ostatnio w ogóle bardzo mi smutno. trochę się przez to wyłączyłam z życia towarzyskiego, bo nie mam ochoty na ludzi. mam to szczęście że mam przyjaciół i rodzinę, którzy to rozumieją i chyba nie będzie tak, że nie będę miała do czego wracać, co trochę mnie uspokaja. moje smutki nie sprowadzają się do mojej relacji z mediami społecznościowymi, jednak od dawien dawna miewam wiele myśli na ich temat i zwykle kończą się u mnie złością. no i dziś instagram skopał mnie, leżącą. nie będę się rozwlekać na tematy oczywiste typu “KAŻDY CHCE SIĘ TYLKO POKAZAĆ Z JAK NAJLEPSZEJ STRONY, WSZYSTKO JEST SZTUCZNE I NAPOMPOWANE” które stały się na tyle powszechne i klikalne że jakieś swoiste wypociny na ten temat opublikują nawet gazetki modowe które, ipso facto, cały ten świat nakręcają w roli wice-zegarmistrzeów cyfrowego świata stanów lękowych. niestety główna nagroda należy się nam samym, bo wkraczamy na nowe poziomy hipokryzji i mimo świadomości mechanizmów social media, wciąż  w to brniemy i popełniamy te same błędy. mam wrażenie, że sami zamykamy się w jakiejś dziwnej, niepisanej etykiecie dotyczącej najbardziej naturalnych rzeczy. przejdę więc do konkretów i przykładów, postaram się opisać zjawiska które nie wiem czy sobie uroiłam tak jak wiele innych rzeczy potrafię, czy faktycznie tak jest.

niemal niekwestionowanie można stwierdzić, że selekcjonujemy to, co opublikujemy w internecie. jest to bardziej przemyślane niż nasze codzienne decyzje i zachowania, musiało to być coś, co wydaje się na tyle niesamowite żeby słodka_gosia_77 postanowiła się tym czymś pochwalić, dlatego że odbiorcy mają określoną ilość uwagi do poświęcenia i zbyt duża ilość bodźców z jednej strony wcale nie będzie zachwycać. w codziennym życiu jest inaczej — nie wiem jak wy, ale ja potrafię jeść codziennie dokładnie to samo, śmiać się dużo za długo z tego samego żartu i nie boli mnie że od dwóch lat moje grono najbliższych jest złożone z mniej więcej tych samych osób.
i kiedy jest mi smutno, też będzie mi codziennie i cały czas smutno. w moim życiu było więcej smutku niż radości i dopiero przez ostatnie miesiące zaczęłam się uczyć jak czerpać radość z tego, że żyję. mimo to czasami, tak jak teraz, negatywne myśli i uczucia wracają. miałam ochotę po prostu dać temu jakieś ujście, wyrzucić to z siebie. i zaczęło mnie dręczyć pytanie: czemu w społeczeństwie gdzie prawie co piąta osoba cierpi/ała z powodu stanów depresyjnych wciąż jest tak ogromna stygmatyzacja tego zjawiska? czemu wyrażenie publicznie w internecie tego, że źle się czuję będzie bardziej zlinczowane niż w realnym świecie? dlaczego boję się cokolwiek takiego zrobić, ze strachu przed tym że ludzie pomyślą że się “atencjuję”? 

rano patrzyłam na swoje ciało i czułam się jeszcze brzydsza niż zwykle. zaczęłam robić sobie zdjęcia w samej bieliźnie i nic mi się nie podobało. zaczęłam więc przybierać takie pozy żeby wyglądać możliwie najbardziej niekorzystnie. szczerze, dopiero w tej grotesce odnalazłam jakieś piękno. może nie walory estetyczne, ale zrozumiałam ile muszę się nagimnastykować i jak z każdej strony moje ciało wygląda zupełnie inaczej, że wystarczy zmienić kąt o pare stopni i jestem inną osobą. co z tego wynika? 
po pierwsze: zamykanie się w tej jednej fotografii i definiowanie się przez nią i co gorsza, definiowanie innych przez ich zdjęcia, porównywanie tych dwóch obrazów to najgorsze co można samemu sobie zrobić. jestem czymś więcej niż paroma pikselami na ekranie, które jeśli w jakiś sposób Ci podpadną to i tak będziesz sapać z nienawiści. a może moje pikselowe-ja jest super, aż za bardzo super i sapiesz nad nim z zawiści? 
po drugie: zrozumiałam na czym polega cały ten instagramowy feminizm i ruch typu body positive wdrożony w praktyczne działanie w internecie. sama miałam ochotę wrzucić te zdjęcia bo to jestem JA. już wcześniej bawili mnie ludzie którzy na zdjęcie kobiety z owłosioną pachą dostawali piany cieknącej z ryja z Ciechocinka po Wąchock, krzepnącej u stóp sołtysa ostatniej z miejscowości, bo “ nie tak wygląda PRAWDZIWA KOBIETA!!” albo pseudo-tolerancja typu “niech każdy sobie wygląda jak chce, ale po co takie coś pokazywać? :)”. czemu jeśli bardzo szczupła dziewczyna wrzuci zdjęcie z plaży czy w nowej bieliźnie ze współpracy z jakąś marką to jest okej i apetycznie, ale jeśli ktoś odbiega od tego wąskiego kanonu to już jest obleśne, jebane lesby feministki chcą uwagi, śmieszne, niepotrzebne. i wiecie na czym dla mnie polega podstawowy błąd tych wszystkich ludzi? że zakładają że to jest dla nich. dla mnie faktycznie zadziałało to jako jakaś forma auto-terapii z pozytywnym skutkiem. jeśli robię coś, co sprawia że czuję się lepiej i nikogo tym nie krzywdzę, to jakie ktoś ma prawo mieć do tego "ale"? że burzę mu estetykę świata, który go otacza? obserwowanie profili które komuś wydają się nieatrakcyjne nie jest obowiązkowe, a jeśli zależałoby to ode mnie to wolę żeby ludzie w społeczeństwie w którym żyję, nawet zupełnie dla mnie obcy, mogli żyć długo i PRZEDE WSZYSTKIM szczęśliwie, ponad to czy wyglądają ładnie czy nie, zwłaszcza że to już kwestia wyłącznie subiektywna.
osobiście bardzo szybko przestałam na instagram wrzucać zdjęcia z intencją żeby pozyskać więcej obserwatorów, obserwuję (z drobnymi wyjątkami) tylko profile ludzi których znam i prowadzę profil w ramach pamiętnika wizualnego z mojego życia. mimo tego wszystkiego, wciąż boję się oceniania i to bardziej ze strony ludzi, których mniej czy bardziej pośrednio znam, bo to oni mają bardziej realny wpływ na moje życie. jednak dziś udam że mnie to jebie, chcę się ze swoim smutkiem i niechęcią do własnego ciała atencjować. akceptując regulamin & warunki użytkowania podczas rejestracji nikt nie zakazał mi mówić o swojej niedoli. jeśli to ma być platforma do wolnego wyrażania siebie, to mam takie samo prawo wyrażać co mi leży na wątrobie innego niż falafel i tania wódka, nie uważam tego za lepsze czy gorsze niż nowe buty, wyjazd na wakacje czy cokolwiek innego co dla innych jest codziennością. chcę mieć takie samo prawo do pokazywania mojej, którą czasami jest gapienie się w ścianę i brak prysznica czy posiłku przez parę dni.

tekstu nie chce mi się redagować ani nawet czytać drugi raz, jest to mój luźny rant i nie chcę go wyprać z emocji. nie wiem czy powiedziałam cokolwiek odkrywczego, a nawet jeśli nie, to wiem że napewno znajdzie się ktoś kto się z tym utożsami. teraz przyjęłam wewnętrznie do wiadomości, że ten temat powinien być maglowany, nawet jeśli to już nudne i kliknięć brak, póki każdy nie będzie czuł się swobodnie z wyrażaniem swoich myśli i boleści, bo każdemu należy się wsparcie lub chociaż poczucie że nie jest sam.

środa, 25 października 2017

paryżewo - wakacje 2017 (1/3)







Przedtem w Paryżu byłam raz, na jeden dzień, do tego miałam z 12 lat toteż moje pojęcie tego miasta było zawieszone gdzieś pomiędzy sferą wyobrażeń a zniekształconych wspomnień. Wycieczka w skali spontaniczności mierzonej od 1 do 10 plasuje się gdzieś po środku, bo mniej więcej trzy tygodnie przed wyjazdem przyjaciel zaprosił mnie bym dołączyła w świętowaniu tam jego 21 urodzin. Osobiście byłam nakręcona bardziej na zwiedzanie niż imprezowanie, choć ostatecznie udało się całkiem zgrabnie pogodzić te dwie rzeczy. 

Mimo, że nie był to romantyczny wypad z ukochanym, starałam się zaliczyć wszystkie możliwe atrakcje (a przynajmniej w moim mniemaniu ciekawe aktywności), które pozwoliłyby mi poczuć klimat miasta, a przy okazji zobaczyć też wszystkie zabytki, koło których przejście obojętnie (lub nie przejście wcale) byłoby grzechem w oczach każdego szanującego się turysty. A ja chyba jednak trochę turystką jestem. Nie wiedzieć czemu łatwo mi bez wstydu powiedzieć, że "widziałam katedrę Notre Dame i byłam pod wieżą Eiffla", choć wtedy czułam się raczej nieswojo i obco, wiedząc że w tym miejscu są przede wszystkim ludzie którzy dokładnie tak jak ja przyjechali zwiedzać. Za to było mi tylko minimalne głupio gdy jadłam śniadanie pod Sacre-Coeur, piłam wino w nocy na nieoświetlonych schodach na Montmartre i rozmawiałam z artystami, którzy rezydują w kamienicy przy Rue de Rivoli. W moich myślach to właśnie te wspomnienia są najlepsze, jednak nawet teraz pisanie o tym ocieka kiczem. Ponieważ w związku z tym marna ze mnie powieściopisarka, czarno na białym przedstawię co w Paryżu mnie urzekło i co polecam każdemu. 


lokalny przewodnik


Miałam to szczęście, że mój przyjaciel odnowił kontakt ze swoim znajomym, który był urodzony i wychowany w Paryżu. Myślę, że gdyby nie on to nasza wycieczka odbyłaby się wzdłuż zupełnie innego szlaku, a w ten sposób mieliśmy przewodnika, tłumacza i przede wszystkim bardzo fajnego nowego kolegę - wszystko w pakiecie. Gdziekolwiek się nie wybieram staram się zasięgnąć porady lokalsów a propos godnych uwagi miejsc, ale ktoś taki na miejscu jest jeszcze lepszym rozwiązaniem. Jeśli macie w sobie dość odwagi to jeszcze przed wyjazdem polecam przez internet znaleźć kogoś z kim moglibyście miło spędzić czas (zapewniam, że to ciekawe doświadczenie dla obu stron interesu) lub zagadać kogoś już na miejscu, bo w końcu czemu nie?


centre georges pompidou 








Krótko: Zbiór absolutnych klasyków sztuki współczesnej. Jeśli pogoda jest ładna, polecam wejście na taras widokowy, poza tym jeśli dobrze sobie przypominam to z legitymacją uczniowską i studencką wstęp jest ze zniżką/darmowy. Do tego uważam samą formę i konstrukcję uważam za fenomenalne.

więcej informacji tu: https://www.centrepompidou.fr/en


kluby: concrete, faust



Sama gustuję przede wszystkim w muzyce elektronicznej, a w maju line up w klubach techno był zachwycający. W klubie Faust (położony malowniczo położony pod pilarem Pont Alexandre miałam przyjemność usłyszeć Stephana Bodzina. Nocne życie Paryża można też obserwować z barki, na której znajduje się klub Concrete ze znakomitym nagłośnieniem.


59 rue de rivoli




















Skłot, galeria sztuki i muzeum w jednym. Może skłot to za dużo powiedziane w porównaniu do oryginalnego tego słowa znaczenia, ale jest to miejsce gdzie swoje atelier ma 30 artystów - 15 rezyduje tam na stałe, a drugie 15 co jakiś czas się zmienia, a w całej historii skłotu przewinęło się ich ponad 500. Galeria sztuki, jednak w formie bardzo interaktywnej, ponieważ z artystami można  porozmawiać, obejrzeć ich prace (lub nawet uczestniczyć w ich tworzeniu) czy też kupić je w ramach wspierania całej inicjatywy lub samego artysty. Czemu nazwałam to też muzeum? Bo jest to swego rodzaju muzeum o żywej tkance, jeśli tylko chcecie to możecie coś po sobie zostawić - rysunek, napis albo nawet przedmiot w specjalnie wyznaczonym do tego pokoju

Co ciekawe, co jakiś czas fasada przybiera inne oblicze, za każdym razem zamysł jest inny, lecz na elewacji zawieszane są pomalowane płótna i/lub instalacje. Zwykle mają one charakter komentujący sytuację polityczną czy zagadnienie społeczne. 

http://www.59rivoli.org/accueil/


XIX dzielnica


Jeśli chcecie po prostu poczuć klimat miasta, polecam wycieczkę do dziewiętnastej dzielnicy. Przy okazji jest to miejsce gdzie miłośnicy graffiti na pewno nie będą rozczarowani tym, co zastaną. Warto też kupić coś do jedzenia w pobliskich knajpach (dużo względnie - bo jak na Paryż - tanich chińczyków) i zrobić sobie piknik w parku. 

podumowanie

  

Nie spodziewałam się, że tyle zajmie mi napisanie tego posta, ale chciałam po prostu polecić parę miejsc które nie zawsze są na każdej liście. Zawsze męczy mnie gdy się gdzieś wybieram, a na każdym blogu znajduję to samo. Nie wiem czy lista przyda się wam, waszym znajomym, albo po prostu lubicie popatrzeć na zdjęcia i trochę pomarzyć, ale dzięki za przeczytanie!

poniedziałek, 25 września 2017

zw (zaraz wracam)

Cześć!
Słowem wstępu przyznam się, że zupełnie o tym blogu zapomniałam. Kilkukrotnie w życiu zakładałam bloga, udawało mi się skupić na nim przez jakiś czas, a potem brakowało mi konsekwencji by dalej go prowadzić - zawsze cokolwiek nie napiszę wydaje mi się nie dość dobre by to publikować. Wychodzi więc na to, że perfekcjonizm to nie zawsze dobra cecha, bo czasem wstrzymuje szanse na rozwój. Poza tym, chyba jak każda młoda osoba, szybko zmieniam styl i próbuję nowych rzeczy, co w trakcie trwania tego procesu nie wydaje mi się warte dokumentowania, a później tego żałuję. Przez wakacje parę razy przeszła mi przez głowę myśl, że trochę brakuje mi pisania, lecz cały czas przekładałam wszystko "na później". Wątpię też żeby ktokolwiek tu jeszcze zaglądał, ale może to i dobrze, niech to będzie taka moja szuflada. 


W razie gdyby ktoś się zastanawiał co nowego u mnie słychać, opowiem w skrócie, bo jak się można domyślić przez prawie rok wydarzyło się całkiem sporo. Skończyłam liceum z całkiem niezłym wynikiem z matury, dostałam się na wymarzone studia i przeprowadziłam się do naszych sąsiadów z zachodniej granicy, a dokładnie do Berlina. Udało mi się też jeszcze troszkę dojrzeć i nabrać optymizmu. Jeśli chodzi o resztę, postaram się przedstawić to zdjęciami i paroma wspomnieniami z moich wakacyjnych podróży, bo wyjątkowo udało mi się nie zmarnować ponad 4 miesięcy wakacji!

poniedziałek, 14 listopada 2016

listopadem

Przez cale swoje życie z rosnącym zdziwieniem obserwuję jak moja rodzina coraz bardziej bezpośrednio próbuje mi zasugerować, że wyglądam po prostu źle. Każdy kolejny lumpeksowy sweter i ortalion przelewają szalę goryczy i w ich efekcie słyszę modowe porady, śmiech i/lub raczej mało konstruktywną krytykę - bo jak niby mają uargumentować, że po prostu im się to nie podoba? O gustach się przecie nie dyskutuje. Jednak w pewnym momencie zaczęłam analizować jakie jest źródło tej niechęci i zdaje mi się, że udało mi się dojść do tego, co leży u jej podstaw. Nawet nie tyle chodzi o wzory, kolory czy kroje budujące raczej mało kobiecą sylwetkę. Chodzi o to, co przypomina to moim dziadkom i rodzicom, czyli po prostu czasy ich młodości, gdy marzyli o ładnych, kolorowych ubrankach, które teraz ja mogłabym nosić, a zamiast tego wybieram estetykę przywodzącą im na myśl PRLowską dziadowiznę. Żeby to chociaż przypominało skarby z Pewexu, ale nie, psikus! Ubrania te kojarzą się z szarością i brzydotą ówczesnego życia. Choć nie chcę też generalizować - może po prostu ten styl to dla nich przeżytek. Wyobrażam sobie, że moja reakcja byłaby podobna gdybym zobaczyła swoje przyszłe dziecko w beanie z napisem "BAD HAIR DAY", leginsach upstrzonych wzorem galaxy i z kolorowym ombre na włosach. Więc jednak przymykam powieki i piję ich zdrowie.







piątek, 23 września 2016

subiektywnie o wystawach: wrzesień

Sztuka jest po to, by wzbudzać emocje i nakłaniać do myślenia. Niezależnie od tego, czy jest to odbieranie tylko i wyłącznie jej warstwy wizualnej -- już na tym poziomie coś się może podobać lub nie. Do tego dochodzi tło emocjonalne i historie, które mogą stać za każdym dziełem. Zwykle staram się być na bieżąco z tym, co można zobaczyć w Warszawskich galeriach. Na swojej liście miałam dwie wystawy, które zainteresowały mnie swoją tematyką i artystami. Nie chcę bawić się w domorosłą krytyczkę sztuki, jednak pozwolę sobie je opisać i ocenić, na ile mogę polecić innym by również wybrali się je zobaczyć. 

IMAGO




Po lekturze wywiadu z artystką, Zuzą Krajewską, i zobaczeniu kilku zdjęć, byłam niesamowicie ciekawa reszty projektu. Jeśli ktoś jest zbyt leniwy na czytanie całego artykułu, w skrócie powiem, że odwiedzała ona zakład poprawczy i fotografowała jego wychowanków, spędzając czas i rozmawiając z nimi. Fascynuje mnie relacja, jaką musiała zbudować z bohaterami zdjęć, którzy, jak sama wspomina, na początku wcale nie byli wobec niej ufni. Moim zdaniem, same fotografie są naprawdę niesamowite i zachwycają nie tylko walorami artystycznymi, ale również ciekawią chwilami, które zostały w nich zaklęte. Jeśli czegoś mi w "IMAGO" brakuje, to właśnie tego -- gdyby nie wywiad, nie czułabym takiego zaciekawienia tym, co mogę zobaczyć na wystawie. Chciałabym wiedzieć więcej o tym, jakie są historie tych chłopców, co przeżyli i jak ich to ukształtowało, chociażby w formie  krótkich komentarzy ze strony artystki. Tak czy inaczej, chylę czoła i czekam na dalsze efekty. Częścią projektu są też fotografie Anny Grzelewskiej, przedstawiające dojrzewanie jej córki i przemianę z dziewczynki w kobietę, które również samą formą przykuwają wzrok.

Anna Grzelewska/Zuza Krajewska
kurator: Michał Suchora
16.09.2016 - 25.09.2016
14:00-20:00
wstęp bezpłatny
ul. Miedziana 11 (Dom Słowa Polskiego)

BOGACTWO



Po ilości zdjęć z tej wystawy, które przewinęły mi się na wszelkich platformach społecznościowych typu instagram czy snapchat, wahałam się pomiędzy dwoma skrajnymi rzeczami -- iść i zobaczyć, czy faktycznie jest warte całego tego szumu czy nie iść wcale, bo wszystko warte uwagi już widziałam. Ponieważ do tytułowego bogactwa mi daleko, w czwartek odwiedziłam Zachętę, by nie płacić za bilet wstępu. Aktualnie zobaczyć można trzy wystawy, z czego najbardziej podobała mi się ta, o której wcześniej nawet nie wiedziałam -- "Dubiegunowo", przedstawiającą twórczość Jacka Malinowskiego, który realizuje fałszywe filmy dokumentalne. Godne pochwały ze względu na treść i formę, wydały mi się one szalenie zabawne. Potem jednak przeszłam do sal, w których miał mnie uderzyć blichtr wystawy, której kuratorkami były Katarzyna Kołodziej i Magdalena Komornicka, a przedstawiała ona prace stworzone przez ponad 20 artystów, w tym m.in. teledysk do piosenki Mister D., "HAJ$". "Wystawa jest próbą prześledzenia wizualnych reprezentacji bogactwa od lat 90., czasów transformacji i zachłyśnięcia się wizją szybkiego wzbogacenia się, przez rozczarowanie neoliberalnymi ideami, do dzisiaj. Obecnie bogactwo niejednokrotnie okazuje się fantazją, iluzją czy złudzeniem, a "bieda jako nowe bogactwo" -- doświadczeniem generacyjnym, w którym ironia pozwala oswajać tęsknoty i lęki, ale jest też narzędziem do kwestionowania rzeczywistości" to opis wystawy, który możemy przeczytać na internetowej stronie Zachęty. Zanim moja noga stanęła w muzeum, opis rozbudził moją wyobraźnię i byłam ciekawa, jak to wszystko mogło zostać zobrazowane przez artystów. Rzeczywistość jednak lekko mnie rozczarowała. Oczywiście, są to tylko moje osobiste odczucia, ale myślę, że wystawa nie jest oszałamiająca i nie wyczerpuje tematu tak, jak by mogła. Eksponaty nie do końca pobudzają do myślenia ani nie do końca wydają mi się kunsztowne. Nie chcę rzecz jasna generalizować, bo znajdą się i perełki, ale ogólnie podsumowałabym to prostym "bez szału".

artyści: Azorro, Ewa Axelrad, Tymek Borowski, Rafał Dominik, Maurycy Gomulicki, Nicolas Grospierre, Łukasz Jastrubczak, Monika Kmita, Luxus, Mister D. i Krzysztof Skonieczny,/głęboki OFF, Tomasz Mróz, Witek Orski, Zbigniew Rogalski, Gregor Różański, Jadwiga Sawicka, Janek Simon, Konrad Smoleński, Radek Szlaga, Paweł Śliwiński, Maria Toboła, Piotr Uklański
kuratorzy: Katarzyna Kołodziej, Magdalena Komornicka
27.08.2016-23.10.2016
czwartki: wstęp wolny
bilet ulgowy/normalny: 10zł/15zł
wtorek-niedziela: 12:00-20:00
plac Małachowskiego 3



piątek, 12 sierpnia 2016

wakacje na stegnach



Te wakacje w końcu znów zrobiły się dla mnie sielskie. Początek lipca był wspaniały, jednak potem trochę się zagubiłam i wcale nie spędzałam czasu w taki sposób, jak planowałam. Nie żałuję, że tak się stało, bo dużo się nauczyłam o sobie, ludziach, świecie. Od ostatniego weekendu przewartościowałam trochę swoje priorytety i staram się być rozsądniejsza (ale nie rezygnując tym samym ze spontaniczności).

Cieszę się, że mam ostatnio szansę spędzać tak dużo czasu z najważniejszą osobą w moim życiu, czyli moją najbliższą przyjaciółką. Pragnę więc oznajmić, że ona jest autorką poniższych zdjęć. Zostały wykonane w trakcie deszczowej wyprawy na ogródek - w końcu pogoda miło mnie zaskoczyła!

Jeśli chodzi o weekend w Katowicach, to ciężko przeżyłam powrót do Warszawy. OFF Festival jak zwykle nie zawiódł, a szczególnie ludzie z którymi spędzałam czas. Jeśli chodzi o koncerty to też nie mogło być lepiej (nie będę kolejną narzekającą na odwołane występy, o nie!).










wtorek, 2 sierpnia 2016

off festival 2016 - przegląd line up'u



Na OFF Festival wybieram się w tym roku już po raz trzeci z rzędu. Dobrze czuję się w Katowicach i odpowiada mi klimat całego festiwalu - teren nie jest za duży, ludzi też jest na nim w sam raz. Nie trzeba czekać w kolejkach, nie trzeba przekrzykiwać hałasu gdy chce się z kimś porozmawiać, a w zeszłym roku z powodu upałów do dyspozycji była darmowa woda. Zbierają tam ludzie z Katowic, całej Polski i świata, w tym studenci, rodziny z dziećmi i fani muzyki alternatywnej, bo taką właśnie możemy usłyszeć na każdej z czterech scen. Zwykle jadę tam znając ledwie kilka nazw zespołów, a w trakcie chodzę od sceny do sceny i po prostu odkrywam nowych wykonawców. Mimo wszystko przez dwie poprzednie edycje plułam sobie w brodę, że uprzednio nie przestudiowałam dokładnie co koniecznie powinnam zobaczyć. W tym roku chcę więc w pełni z korzystać z tych trzech dni, toteż przesłuchałam wszystkiego po trochu i przedstawiam wam mój subiektywny przewodnik po tegorocznym OFF Festivalu. Myślę, że mam dość eklektyczny gust jeśli chodzi o muzykę, choć nie ukrywam, że najbardziej interesuje mnie elektronika. W tym roku scena dedykowana temu gatunkowi jest, moim zdaniem, na bardzo dobrym poziomie. Poza tym pojawią się naprawdę duże gwiazdy, czego zasługą jest zapewne to, że ta edycja jest już dziesiątą. Nawet jeśli nie wybierasz się na OFFa, to i tak polecam przesłuchać niżej wymienionych wykonawców, a jeżeli tak - może nasze wybory się pokryją i do zobaczenia pod sceną!

p i ą t e k

Marcin Masecki vs Jacek Sienkiewicz 18:45 - 19:40
Twórczość Jacka Sienkiewicza zaczęłam sobie cenić po zeszłorocznym OFFie, na którym go po raz pierwszy usłyszałam. Skoro nie zawiódł mnie na żywo, wpadły mi w ucho również jego nagrania. Chętnie znowu go zobaczę, grającego u boku Maseckiego.

Brodka 21:55 - 23:05
Brodkę wszyscy znamy, lubimy, cenimy i szanujemy. Ma przepiękny głos i oryginalne teksty.

Zomby 23:10 - 00:10
Mimo, że w tym samym czasie gra Flugel, to od pierwszej sekundy zakochałam się w muzyce Zomby. Niesamowicie duchowe brzmienia utrzymane w ciepłej tonacji. Mój faworyt na piątek.

Devendra Banhart // Yung Lean 00:30 - 01:40
Czuję się rozdarta między tymi dwoma artystami. Cenię sobie twórczość Devendry, jednak mam dużo większy sentyment do młodego kodeiniarza, Yung Leana. Myślę, że po prostu przejdę się od sceny do sceny.

DJ Koze 01:40 - 3:10
DJ Koze kojarzyłam już wcześniej, tworzy subtelną muzykę, a to niełatwe zadanie w przypadku techno. Idealne na zamknięcie dnia, a raczej nocy pierwszego dnia festiwalu.

s o b o t a

JAAA! 16:10 - 16:55
Polski zespół łączący elektronikę i progresywnego rock'a.

RYSY 17-17:45
RYSY kojarzę i cenię sobie już od dłuższego czasu. Polska, przyjemna dla ucha elektronika tworzona przez duet, w którego skład wchodzi również Sonar Soul, więc na pewno nie będę rozczarowana ich występem. 

ISLAM CHIPSY 18:45 - 19:40
Uwielbiam odkrywać bardziej "egzotycznych" twórców muzyki elektronicznej. Przez "egzotycznych" mam na myśli takich, którzy pochodzą spoza kręgu kultury zachodniej, ponieważ często taka muzyka ma zupełnie inny, niepowtarzalny charakter. Islam Chipsy to grupa pochodząca z Egiptu, która tworzy bardzo energiczną, ciepłą muzykę. 

Janusz Prusinowski Kompania 18:45 - 19:40
Lubię folkowe klimaty, ponieważ mają w sobie mnóstwo energii. Kojarzą mi się z naturą, wsią, są proste w odbiorze, choć technicznie często mnie zadziwiają. Janusz Prusinowski Kompania figuruje w OFFowym booklecie jako "reinterpretacja wiejskiej muzyki", z czym trudno się nie zgodzić - oryginalne teksty współgrają z ciekawymi dźwiękami niczym z wiejskiego festynu. Warto posłuchać choćby i w czasie przerwy na piwko.

ATA KAK 20:50 - 21:50
Przyjemne i słoneczne dźwięki afrykańskiej muzyki zamienione w sample przez muzyka z Ghany, który w swoich utworach również rapuje, a jego głos przyjemnie współgra z muzyką. 

GZA 22:05 - 23:05
Jak dla mnie jest to jeden z najbardziej obiecujących koncertów w trakcie tegorocznego festiwalu. Dlaczego? Hip-hopowe koncerty mają w sobie niesamowicie dużo energii, uwielbiam to, że czuję się jakbym tworzyła z innymi ludźmi jeden organizm. Tutaj mamy okazję usłyszeć GZA, który jest członkiem jednej z najistotniejszych formacji w historii amerykańskiego hip hopu, czyli Wu-Tang Clan. 

Gus Gus 23:10 - 00:30
Zespół z Islandii, od ponad 20 lat tworzący muzykę elektroniczną. Ich utwory mają głębię i dobrze zbudowaną przestrzeń, będąc tym samym naprawdę przyjemne dla ucha.

Derrick May 01:40 - 03:10
Jedno z najważniejszych nazwisk tegorocznego OFFa. Derrick May jest prekursorem sceny techno w Detroit, który już nie tworzy, jednak na szczęście będzie okazja by usłyszeć go na żywo. 

n i e d z i e l a

Kero Kero Bonito 17:00 - 17:45
Brytyjski dancehall, bardzo rytmiczny i przyjemny dla ucha, połączony z głosem wokalistki brzmi jeszcze lepiej.

67,5 Minut Projekt 18:40 - 19:45
Polska elektronika, którą zauważył sam Boiler Room. Brawo! Bardzo zmysłowa muzyka, którą chciałabym usłyszeć na żywo.

Pantha du Prince presents The Triad 20:50 - 21:50
Kolejna, tym razem niemiecka, perełka Boiler Roomu. Subtelne techno, które ma prawdziwą duszę. 

Kaliber 44 // Daniel Avery 21: 55 - 23:05
Po raz kolejny nie wiem, na co się zdecyduję. Przegapiłam okazję by zobaczyć Kaliber na żywo już kilka razy, ale z drugiej strony nie wiem czy nie będę miała większej ochoty posłuchać elektronicznego brzmienia Daniela Avery. tak czy inaczej, oba są warte uwagi.

Kiasmos 23:10 - 00:30
Islandzki duet, tworzący głęboką muzykę elektroniczną. W sam raz, żeby odpocząć.

Flatbush Zombies 00:30 - 01:40
Grupa raperów z Nowego Jorku, których koncert w Warszawie kiedyś opuściłam. Tym razem sobie nie daruję i pobujam się do ich oryginalnego, amerykańskiego rapu.

Rodhad // Syny 01:40 - 03:10
Jedna opcja to kolejny dj, który gościł na berlińskim boiler roomie, a druga to SYNY, czyli polski progresywny rap. Obie bardzo polecam i na pewno pojawię się pod oboma scenami.

Nie wierzę, że po raz pierwszy przesłuchałam wszystkich zespołów, które będą grać na festiwalu. Jednak teraz czuję, że w pełni skorzystam z czasu, który tam spędzę. Będzie mi bardzo miło jeśli jeszcze komuś się przyda!